Monday, September 22, 2014

Sex turystyka

Wbrew powszechnemu mniemaniu (tych co nie uprawiają) sex turystyka to nie tylko południowo zachodnia Azja. Onegdaj modny był orient - ale odkąd także w Tunezji czy Maroku "poszukiwaczy szczęścia" wita się (i słusznie) ołowiem, dynamitem lub nożem na grdyce - kierunek ten znacznie stracił na atrakcyjności.
Gdzie zatem może pojechać spragniony wrażeń turysta?

Bliżej, znacznie bliżej.. niekoniecznie Hamburg, czy Amsterdam...

Jest jeszcze Praga!
Tak właśnie, ta stara, przepiękna, romantyczna Praga.

Fakt faktem nie ma tam czynnych 24h dzielnic "rozkoszy", ale za to jest zdecydowanie pikantniej.

Co zatem zaobserwowało moje oko?

Popatrzmy.

Grupa lekko (w końcu to dopiero południe) wstawionych Brytoli paraduje po dreptaku (o tym czym się dreptak od corso odróżnia pisałem tu). Dreptak to malownicze na Prikope, więc centrum Pragi. Na barkach jednego z nich siedzi... lalka. Taka dmuchana, o określonym dość wąsko przeznaczeniu, dla przyzwoitości (?) odziana w męska koszulę.
Obserwowałem ich odkąd tylko się pojawili. Krążą po okolicy łapiąc przemieszczające się obok stadka dziewczyn. W ciągu pierwszych kilku minut jedno podejście i klapa, ale wkrótce pojawiają się trzy dziewczyny, chyba Czeszki, lecz pewności nie mam. Zaczyna się nawojka. Kiepsko łapałem bo z powodu odległości angielskie słowa mieszały się z innymi, a przecież do miana lingwisty roku nie pretenduję ;-).



- Cześć jesteśmy z W Brytanii, chcemy się zabawić, nie wiecie gdzie można poznać jakieś fajne dziewczyny, bo tylko tę jedną udało nam się poderwać, ale jakaś małomówna jest - wskazują na dmuchankę.
Dziewczyny odpowiadają śmiechem jak na najlepszy kawał.
- Niestety jednak nie znają takiego miejsca, ale wieczorem na pewno coś się znajdzie. A do tej pory to mogą i, Pragę pokazać.(nie wiedziałem ze to się teraz pragą nazywa...)
- Jasne, jak to miło z waszej strony... ale myśmy chcieli poznać wszystkie oblicza Pragi.
- Nie martwcie się chłopcy... jedna z dziewczyn znacząco zawiesza głos...

Jeszcze tylko pamiątkowa fotka i roześmiane towarzystwo oddala się...


Inna scenka z okolic Mostu Karola - statki wycieczkowe po Wełtawie. No niby temat "bezpieczny" a jednak...
Rolę naganiaczy spełniają murzyni (podobno to obraźliwe słowo - jak jednak nazwać człowieka pochodzącego od rdzennych mieszkańców Afryki subsaharyjskiej? jakiś politpoprawniepomylony tłumaczył mi że lepiej będzie mówić "czarnoskóry" - głupio, beznadziejnie głupio - to tak jak bym ludzi określał kolorem włosów, poza tym blisko słowa "czarnuch" - tymczasem "murzyn" jest pojęciowo obojętne).
W niektórych kręgach panuje przekonanie graniczące z ksenoszowinizmem o podobno niesamowitych przyrodzonych rozmiarach przyrodzenia tychże dżentelmenów - nie sprawdzałem... być może. W każdym razie za symbol jurności uchodzą, A jak któraś przed nimi uchodzi, to nie uchodzi, bo znaczy że rasistka jak orzekł "antyfaszysta roku".... znaczy ten sku... syn co świadomie dziewczyny (ja wiem ze głupie ale mimo wszystko) HIVem zakażał.

No więc chadzają sobie tacy murzyni poprzebierani w mundury marynarskie - jak wiadomo Kenijczycy, Kongijczycy i inny subsaharydzi to ludy morskie, co to zamiast mleka z piersi matek wodę morską ssają... A do tego jak ładnie białe mundury z czernią skóry kontrastują... - więc sobie tak chadzają i rozglądają się za damskimi wycieczkami - wiecie taki "babski zlot" kobiet w wieku 40+ złaknionych wrażeń, bez mężów, dzieci i szefów na głowach, za to z niemałymi środkami na kartach płatniczych, ogromnym apetytem na przygody, których nie doznały przez ostatnie wiele lat.

I pośród nie wpada taki "marynarz' i nagania, na rejs, po Wełtawie i nie wiedzieć czemu pantomimę przedstawia wiosłowania, ale tak że zamiast barów i grzbietu to bardziej mu biodra pracują.
I panie nobliwe, płonią się jak nastolatki na widok pasa cnoty. 


I panie nobliwe częstokroć o kształtach rubensowskich a wieku postbalzakowskim, kuszą się, chichrają, krygują a potem idą do kasy, płacą wdzięcznie a posłusznie wielokrotność tego co ów cały rejs jest wart... i płyną...

A co dalej?
A tego to nie wiem - ja jestem backpackersem, nie sexturystą, obserwatorem nie uczestnikiem, łazikiem nie ćmą barową, poszukiwaczem przygód,  nie atrakcji, wreszcie awanturnikiem, nie konsumentem.

Celowo wybrałem takie zdjęcia na których nie ma osób zainteresowanych, lub są nie do rozpoznania (Brytole to co innego).
Dłuższy czas nic nie pisałem, no taki los - zawsze jak był teoretycznie czas, żebym mógł usiąść przy kompie, samemu coś napisać, wasze blogi odwiedzić... to na teorii się kończyło, bo empiria ją obalała w sposób tyleż bezlitosny co bolesny.








7 comments:

Mo. said...

W różnych krajach byłam i różne rzeczy widziałam, kiedyś mnie dziwiły a nawet zniesmaczały pewne aspekty podróżowania, teraz chyba się uodporniłam...Aczkolwiek na pewne rzeczy nie ma uodpornienia. Tłumaczę sobie to tym, że każdy od podróżowania oczekuje czegoś innego. Są tacy co przywożą sobie z wakacji zdjęcia, magnesy na lodówkę i zakładki do książek ( to ja :)), a są tacy którzy kolekcjonują pozbawione jakichkolwiek uczuć akty seksualne, często nazywane "podbojami" ( to już oczywiście nie ja :)). W Sevilli będąc widziałam dziewczyny paradujące z pluszowymi częściami ciała typowymi dla gatunku męskiego, i z taką dumą chodziły, i tak się rozglądały czy są zauważane, że się przykro robiło. Skutecznie podnosiły poziom zażenowania chociaż zapewne chciały być zabawne. I masz rację, seksturystyka to nie tylko Azja, tutaj bliżej, obok nawet, takie rzeczy się dzieją, że nawet Azjatki wypadają słabo :)

makroman said...

My mamy całe albumy "pamiątek" poprzywożonych ze świata - bilety wstępu, komunikacyjne, karty parkingowe, paragony (jeśli jest nazwa placówki i miasta), monety - ba nawet kluczyki od konserw ;-) wszy6stko co z danym miejscem się kojarzy - no i oczywiście rytuał podstawowy.... kartki pocztowe. własnoręcznie napisane i wysłane do siebie... na początku listonosze się dziwili, ale już im przeszło.

Wiesz obserwowałem np sceny gdy kobieta udając samotną podrywa obcych mężczyzn gdzieś na placach, czy w kawiarniach a jej mąż obserwuje to wszystko z dystansu i wyraźnie się podnieca cała sytuacją - jak dla mnie dziwne hobby - ale tyle że przynajmniej dyskretne. I pewnie gdyby nie wyczulony zmysł obserwacji (w końcu zabiegi godowe ludzi i zwierząt wcale się wiele nie różnią a prowadza i tak do tego samego)pewnie wcale nie zwrócił bym na to uwagi.

Mo. said...

Uwielbiam Was! :)

makroman said...

To miło Mo

krogulec14 said...

Takie nietypowe oblicze Pragi. Nie spotkałem się z nim do tej pory.

Mad said...

Uwielbiam - i Pragę, i Twój styl opisywania :) A zjawiska w sumie nie dziwią, biorąc pod uwagę poziom wyluzowania naszych niemieckosłowiańskich sąsiadów :)

makroman said...

Sławy przesadnie purytańskiego ludu to Czesi faktycznie nie mają ;-)